Graficznie jest bardzo dobrze, tak ładnie powinno wyglądać Watch Dogs, cieszy że Ubisoft wziął sobie do serca narzekania graczy. Reszta gry jest już chimeryczna. Gram sam i robienie zadań które w kółko się powtarzają zbytnio porywające nie jest, nie ma tu elementu rywalizacji więc wkrada się monotonia. Same misje są do bólu schematyczne - idź z punktu A do B, zabezpiecz teren [czyt. zabij wszystkich]. Momentami brakuje logiki [przechodzę misję w której mam dostarczyć rzecz po którą przylatuje helikopter, mnie niestety już nie zabierze bo muszę - a jakże - zabezpieczyć teren]. Oprawa audio jest w porządku i tyle, coś tam sobie pogrywa, ludziki gadają, równie dobrze mogę to wszystko wyłączyć i puścić The Roots. Moje granie w The Division zapewne skończy się jak przygoda z Destiny - przez 40 godzin będę się bawił dobrze, wesoło biegał po mapie jak kózka, zbierał jakieś śmieci, nabijał poziomy, zachwycał się nowymi butami czy szalikami i w pewnym momencie dojdzie do mnie, że ta gra od samego początku oferuje graczowi jedno i to samo nie siląc się nawet aby coś urozmaicić. No i rzucę to wszystko w cholerę bo uderzę łbem w ścianę na której wołami wypisano słowo 'nuda'. Ale to dopiero za jakieś 20 godzin, póki co jest w miarę spoko, czas chyba otworzyć się na ludzi i zdobywać miasto w grupie.