Ostrzegam, żeby nie było :) Mam do was pytanie, co sądzicie na temat końcówki? Ja na przykład nie potrafiłabym juz wyjść za Rohita. Wyszłabym za Amana, a nawet jeśli nie wyszła to została z nim do końca. Według mnie lepiej jest mieć chociaż te dwa miesiące czy trochę więcej wspaniałych wspomnień niż żałować (bo ja żałowałabym na pewno), że pozbawiłam się ich. Wiem, że u nich raczej lepiej jest być nieszczęśliwą mężatką niż ze wspaniałymi wposmnieniamy wdową, ale ja bym tak chyba nie potrafiła.
Popieram, zrobiłabym tak samo jak ty. Bo nie mogłabym być z innym mężczyzną kiedy kochałabym drugiego wiedząc że on te mnie kocha.
Z reszta osobiście nie przepadam za tym filmem bo SRK tam umiera :(
mój naj naj naj film!
ja na miejscu Nainy spędziłabym ost chwile z Amanem, na pewno wtedy by tak szybko nie umarł bo nie miałby tych przeżyć z jej ślubem, wierzyłabym że da radę się wyleczyć!
Ja również nie postąpiłabym tak jak to zrobiła w filmie Naina... ale myślę, że to jedna z ważnych różnic kulturowych między naszymi cywilizacjami... no i jeszcze ta obietnica Rohita, że w każdym następnym życiu Naina będzie Amana a nie jego...
Poza tym wątpię żeby dziś jakiegoś przeciętnego Europejczyka stać było na taki gest, by oddał kobietę którą kocha innemu i jeszcze osobiście odprowadził ją do ołtarza.
Wspaniały film... znakomicie bawi i poucza, wskazuje na najważniejsze wartości w życiu człowieka i ponadczasowy...
Na marginesie: "Kal ho naa ho" był pierwszym filmem bolly, który obejrzałam (poza dość pobieżnie oglądanym "Czasem słońce czasem deszcz")... kupiony w ciemno, tak by poznać to egzotyczne dla mnie kino... nie zawiodłam się i odtąd kupowałam każde dostępne w prasie filmy bolly... ten jednak nadal stoi na tej najwyższej półce, a tuż pod nim są m.in. Veer-Zaara, Salaam Namaste, Bunty i Bubli, Jestem przy Tobie, Aśoka itp. :)
Niech jakąś miarą będzie również fakt, że do tego filmu niemal od pierwszej chwili przekonał się mój brat, który początkowo śmiał się ze mnie, że oglądam bolly a potem... wyobraźcie sobie, że dzwonił do mnie żebym... popłakała z nim przez telefon, bo takie wrażenie wywarła na nim historia Amana, Nainy i Rohita ;) A z nim... moje młodsze rodzeństwo, które tylko mu wtórowało i domagało się więcej takiego kina ;)
Miałam tak samo jak ty. "Kal no naa ho" było moim pierwszym takim filmem. Zakupu zdecydowanie nie żałuję, chociaż płakałam potem przez pół dnia. Póki co jest to mój ulubiony film bolly.