Costa-Gavras robi sobie przerwę od kina demaskatorsko-politycznego i dryfuje w stronę subtelnej opowieści o miłości dojrzałych ludzi po przejściach. Czy słusznie? Zdecydowanie, bo dobrze jest próbować różnorodnych tematów. Tym bardziej, że jako reżyser odżywa tu na nowo, nie czuć zmęczenia materiałem, a historia opowiedziana zostaje sprawnie. Z początku może się wydawać wprawdzie oklepanym melodramatem, o facecie, który uczepił się jak rzep psiego ogna kobiety poznanej na ulicy, ale to wrażenie szybko przemija. Z estetyki bliskiej poetyckiego realizmu lat 30., przechodzimy w kino bardziej nietypowe, bliższe manierze Marco Ferreriego chociażby, o lekko surrealistycznym wręcz posmaku. Mocną stroną filmu jest nie tylko inscenizacja, ale też obsada - Romy Schneider i Yves Montand to nazwiska mówiące same za siebie, ale znajdziemy tu również Romolo Valliego czy młodego Roberto Benigniego.
"Z estetyki bliskiej poetyckiego realizmu lat 30." - tu mnie masz, muszę ten film koniecznie sprawdzić. Widziałem dużo z Costa-Gavrasa, ale ten jakoś ominąłem. Naprawdę niezwykła obsada.
Skojarzyło mi się tak, głównie dlatego że Yyves Montand gra tu postać podobną do wielu kreowanych przez Jeana Gabina, a jego krótki romans z Romy Schneider wydawać się może analogiczny do prezentowanych w owych filmach. Lotnisko, dość kluczowe dla filmu, jest uwspółcześnieniem portów, w których snuł się Gabin.